Urzeczywistnić marzenia plan 15 letni
Jak brzydkie kaczątko stało się łabędziem a ciężka praca i wizja przyniosły spektakularne efekty.
Moim marzeniem od 15 roku życia było zostać ceramikiem. Były różne pomysły na realizację tego marzenia. Jak się okazuje wszystko miało swoje miejsce i czas by doprowadzić mnie tu gdzie jestem.
Malczyce nie są moim miejscem urodzenia, ani nawet wychowania. Nie pochodzę też z Dolnego Śląska, a z Częstochowy. Trochę przypadek, a trochę przeznaczenie z nutką planu rzuciło mnie w te strony.
Po praktykach we Włoszech w 2015 roku miałam jasną wizję co chcę robić i jak chcę żyć. Chociaż ideałem było by życie we Włoszech, nie chciałam wyjeżdżać tak daleko od rodziców.
Była jeszcze jedna rzecz do zrobienia. W 2016 roku otworzyłam przewód doktorski i zakończyłam Studia Doktoranckie na Wydziale Ceramiki i Szkła Wrocławskiej ASP. Wiedziałam że ASP nie jest mi przeznaczone, musiałam więc sama zbudować swoje miejsce do pracy.
Zmęczeni mieszkaniem w kawalerce w mieście, zaczęliśmy poszukiwania domu na wsi. Ważny był wygodny dojazd do Wrocławia ze względu na pracę męża (wtedy wieloletniego narzeczonego, tak „po słowie” z pierścionkiem).
Stacja kolejowa była mile widziana.
Kolejny na liście był dach w dobrym stanie (nasz okazał się pozornie dobry, nigdy nie kładźcie blacho-dachówki! Zimno i głośno!).
Na liście był też ogród bo mieliśmy we Wrocławiu swoją działkę, ale maszerowanie na nią za każdym razem gdy chciało się odpocząć, było męczące.
Ostatnie były pomieszczenia gospodarcze, w których można by zrobić pracownię ceramiczną.
Po za ścisłą listą znalazł się las i koniec wsi tam, gdzie psy wiadomo czym szczekają. Marzył mi się piec na drewno, oczywiście do wypalania ceramiki.
Obejrzeliśmy kilka nieruchomości w Komornikach, Żurawinie.
Dom w Malczycach spełniał wiele z listy must have. Niektóre okazały się złudne. Można się tego jednak było spodziewać w starym domu. Jak to też zwykle bywa trzeba było iść na kompromisy.
Nie ma lasu są bloki. Nie będzie pieca, jest malinowy chruśniak.
Ale budynki gospodarcze są tym co miały być, choć na to nie wyglądało i zapowiadało się na długą drogę i to przez mękę.
Z zewnątrz nie wyglądało to tak źle, ale po otwarciu drzwi było nie ciekawie. Różne poziomy podłóg, beton, klepisko i cegły. Dziwny sufit.
Garaż z betonowym stropem. A do tego koryto w środkowym pomieszczeniu.
Każde okno miało inne wymiary, zamurowane drzwi.
Nie mówiąc o bałaganie, który został po poprzednich właścicielach.
Żeby zacząć trzeba było to uprzątnąć. Potrzebne było też miejsce na opał na zimę, bo sam dom wymagał remontu i to on był priorytetem.
Gdy w 2016 roku w lipcu wprowadziliśmy się do Malczyc już na stałe, w 180 m domu mieliśmy do dyspozycji jeden pokój i kuchnie na parterze. Druga połowa parteru i piętro do remontu, który był warunkiem otrzymania kredytu. Toaleta wyglądała więcej niż spartańsko, a prysznic był w pomieszczeniu, w którym stał piec.
Nie miałam wtedy ani koła garncarskiego, ani pieca. Te pojawiły się pod koniec roku za sprawą moich rodziców i kredytu.
W 2017 roku zaczęłam interesować się dotacjami na rozpoczęcie działalności na remont, albo zakup sprzętu.
Od znajomej dowiedziałam się o istnieniu na wsiach lokalnych grup działania, które posiadają środki na rozwój wsi. Moja wieś podlega pod LGD Kraina Łęgów Odrzańskich. Okazało się że będą nabory na podjęcie działalności, a dotacja wynosi 50 tyś zł. (Dokładne informacje na temat dotacji z
programu LEADER dostępne są pod przyciskiem).
Rozpoczęły się wielkie plany. Trzeba było zatrudnić architekta do wykonania projektu przebudowy, by uzyskać odpowiednie pozwolenia, zmienić sposób użytkowania z pomieszczeń gospodarczych na warsztat ceramiki.
W styczniu 2018 roku zatrudniłam Architekta, podpisałam umowę na wykonanie instalacji gazowej zbiornikowej i wystąpiłam o podłączenie do prądu.
W budynkach, które chciałam remontować nie było ani wody, ani kanalizacji, ani prądu. Były mury i dach. To jednak wystarczyło, by rozpocząć tą wielką przygodę.
W 2018 roku w zaawansowanej ciąży złożyłam wniosek i przyznano mi dotację. Procedury były jednak długotrwałe. LGD przyznawało środki, ale ostatecznie wypłacał je Urząd Marszałkowski. Wniosek trzeba było wielokrotnie poprawiać i dostosować do procedur.
Umowę udało się podpisać w 2019 roku, dokładnie 4.07.2019, a 5.07.2019 zarejestrowałam działalność.
Można było zaczynać! O przepraszam czekałam na wypłatę 80% dotacji, a ta nastąpiła we wrześniu, ponieważ trzeba było składać wniosek o wypłatę i oczywiście poprawiać, i załączać dodatkowe dokumenty. Sezon remontowy się skończył!
Trzeba było czekać do wiosny.
Remont zaczął się w maju 2020 roku. Długa zima i wyjątkowo zimny początek wiosny nie sprzyjały kuciu tynków i wyburzaniu ścian w nie ogrzewanych pomieszczeniach. Dodatkowo miałam pod opieką małe półtora roczne dziecko, które i tak dużo pozwalało robić.
Dotacja zakładała tylko zakup materiałów, wszystko po za wstawieniem okien mieliśmy zrobić sami. Pomagała oczywiście rodzina.
Z ich pomocą udało się wykonać prace rozbiórkowe. Razem z mężem wykonaliśmy "chudziaka", położyliśmy rurki pod ogrzewane podłogowe, ociepliliśmy budynek. Mąż położył kable elektryczne oraz instalacje wod-kan.
Remont trwał prawie dwa lata. Przetrwaliśmy go jako małżeństwo. Chociaż nie obyło się bez kryzysów. Pracy jest jeszcze wiele. Są też plany na rozbudowę.
Teraz przyszedł jednak czas oswoić się i zadomowić. Na razie ciągle coś przestawiam, zmieniam. czekam jeszcze na wszystkie maszyny, które pozwolą mi pracować, tak jak chciałam.
Jednak po 15 latach od pierwszej myśli o byciu garncarzem mam swoja pracownię!
Nie było, nie jest i nie będzie lekko. Warto jednak iść do celu i marzyć, nawet jeśli marzenia trzeba będzie przesiać przez sito życia.
Pracownia ta pozwala mi spełniać się w byciu garncarzem, ale przede wszystkim pozwala mi wytwarzać naczynia które zmieniają życie ich użytkowników!
Można powiedzieć że jestem jednym z najszczęśliwszych ludzi!
W myśl powiedzenia "rób to co kochasz a nie przepracujesz ani jednego dnia".
Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o mojej pracy i o mnie zapraszam na moją stronę.
Comments